Trzeba dawać zwierzętom dużo miłości

Jeżeli czujesz się samotny, to weź ze schroniska zwierzę i daj mu dom. Wtedy zobaczysz, że żyjesz, by czuć się za kogoś odpowiedzialnym, by mieć dla kogo żyć i mieć się do kogo przytulić – mówi Katarzyna Dowbor.
AUTOR: Katarzyna Chrzanowska-Kozioł

Czas czytania: 11 min


Pani Katarzyno, jest Pani znana ze swojej miłości do zwierząt. Jakie zwierzęta zamieszkują Pani dom?

Dwa psy, dwa koty i trzy konie. Szesnastoletni jack russell terrier Pepe, sześcioletni berneński pies pasterski Benio, dziesięcioletni Yeager – kot rasy maine coon i czteroletnia kotka Fiona, która jest typowym europejskim kotem, znalezionym na planie programu „Nasz Nowy Dom”. Mój najstarszy koń – prawie trzydziestoletnia Rodezja jest koniem szlachetnej półkrwi, który miał kiedyś fantastyczne wyniki w sporcie. To taki mój koń profesor. Wiele lat temu jeździłam do Klubu Lewada w Zakrzowie, do mojego zaprzyjaźnionego trenera Andrzeja Sałackiego. Prezesem tego klubu była Ania Małecka, która miała dwa konie: Migrenę i Rodezję. Bardzo je kochała, a ponieważ nie miała rodziny, to konie były całym jej światem. I gdy przyjeżdżałam tam trenować, Ania użyczała mi swojej świetnie wyszkolonej klaczy Rodezji, na której wszystkie figury wychodziły doskonale. Bardzo się zgrałyśmy z Rodezją. Okazało się, że Rodezja jest kapryśną kobyłą, trochę nawet złośliwą, ale jak kogoś lubi to lubi. A mnie na szczęście polubiła. Niestety siedemnaście lat temu stało się nieszczęście. Ania zginęła w wypadku samochodowym. I wtedy pojawił się problem. Co zrobić z tymi dwiema kobyłami? Trudno je było rozdzielić. Było sporo chętnych, by wziąć Rodezję, ale nikt nie chciał zabrać staruszki Migreny. Postanowiłam wziąć je obie. Migrena pożyła jeszcze dwa lata, ale w dobrych warunkach i dobrej stajni u moich przyjaciół. I tak zostałam z Rodezją.

Oprócz Rodezji mam jeszcze ośmioletnią hucułkę Surmę, która jest w tej chwili wydzierżawiona. Tak się robi, gdy koń jest młody. Jest pod bardzo dobra opieką w dużej stajni, razem z innymi końmi. Niedawno startowała w swoich pierwszych zawodach skokowych. Odwiedzam Surmę i cały czas śledzę jej postępy. A ostatnio adoptowałam konia. Ma na imię Bosman, ale w domu mówimy na niego Wojtek.

Jak się Pani o nim dowiedziała? Jak trafiła na Bosmana? 

Często wspieram różne fundacje i przeglądam ich strony w Internecie. Na stronie Fundacji Centaurus zobaczyłam zdjęcie Bosmana. Miał coś w oczach. Zobaczyłam w nich taką dobroć i łagodność. Przeczytałam jego smutną historię. Pracował naprawdę ciężko w szkółce. Jednak w pewnym momencie przestał być ludziom potrzebny i wymienili go na „nowszy model”. Bardzo mnie to zasmuciło. Pomyślałam – trzeba mu pomóc. Odezwałam się do fundacji. Powiedziałam, że chcę go adoptować, bo mam stajnię i mogę mu zapewnić dom. Bardzo fajnie się to odbyło. Fundacja poprosiła mnie o zdjęcia stajni, by sprawdzić w jakich warunkach będzie mieszkać koń. I słusznie. Podpisałam umowę adopcyjną i Bosman do mnie przyjechał. Bardzo przeżywałam dzień jego przyjazdu. Nie zapomnę tego. Okazało się, że jego podróż trwa dłużej niż powinna, bo na trasie był jakiś wypadek i trzeba było jechać objazdem. Pan, który wiózł Bosmana zadzwonił do mnie i powiedział, że koń jest bardzo grzeczny. Zjadł co było do zjedzenia i zasnął. Pomyślałam, że to dobrze wróży. I gdy Bosman wreszcie do mnie dotarł, wyszedł z bukmanki, był trochę zdziwiony, ale nie był agresywny. Grzecznie poszedł na uwiązie do stajni. Wytarzał się w piachu, przywitał się z Rodezją i wszedł do swojego boksu. Jest niesamowity, taki wielki słodziak.


Czy któreś ze zwierząt jest Pani szczególnie bliskie? Które Pani kocha najbardziej?

Wszystkie moje zwierzęta kocham, ale rzeczywiście w Bosmanie, który jest u mnie od niedawna, zakochałam się. Niesamowite jest to, że koń, który przyjeżdża do nowego miejsca z dnia na dzień jest coraz bardziej ufny, coraz bardziej Ci wierzy i jest przekonany, że nikt nie zrobi mu tu krzywdy. I tak bardzo potrafi okazać swoją wdzięczność. To mnie tak rozczula! Odnoszę wrażenie, że on wie, że znalazł u mnie dom, w którym będzie do końca swojego życia. A ja zrobię wszystko, by czuł się w nim bezpieczny. Moje zwierzęta są bardzo łagodne. Wszyscy, którzy mnie odwiedzają mówią: „jakie ty masz szczęście, że na takie zwierzęta trafiłaś”. Wtedy odpowiadam, że wszystkie zwierzęta są fajne, tylko trzeba mieć dużo czasu, dużo pokory i dać im dużo miłości, żeby one takie były. Bo agresja rodzi agresję. Jeżeli jesteśmy agresywni w stosunku do zwierząt, to zwierzęta nam to samo oddadzą. Bardzo ważne jest, jaki mamy do nich stosunek. Jeżeli o zwierzęta dbamy i okazujemy im miłość, to one to rozumieją i są spokojne. Trzeba dawać zwierzętom dużo miłości. Nie można jednak mówić, że któreś zwierzę kocha się bardziej lub mniej. Raczej jest tak, że któreś ze zwierząt wymaga w danym momencie więcej naszej uwagi. Teraz na pewno dużo więcej uwagi potrzebuje Pepe, który jest już staruszkiem i czasem nogi odmawiają mu posłuszeństwa podczas spaceru. Bosmanowi, który jest w nowym miejscu trzeba pokazać, że jest akceptowany. Oczywiście, muszę uważać, by go nie faworyzować i nie urazić Rodezji, bo ona jest bardzo zazdrosna.

Jest Pani bardzo aktywna zawodowo. Jak Pani łączy opiekę nad zwierzętami z pracą?

Wszyscy się ze mnie śmieją, że mam nianię do zwierząt. Ale nie wyobrażam sobie, żeby zostawiać zwierzęta bez opieki, kiedy pracuję. Człowiek musi być odpowiedzialny i zapewnić zwierzętom opiekę. One nie mogą czuć się samotne. Jestem przeciwniczką trzymania całymi dniami zwierzęcia zamkniętego w mieszkaniu. Zwierzak potrzebuje naszego towarzystwa, potrzebuje być przytulony, potrzebuje wyjść na spacer. Znajomi proszą, bym do nich wpadła wieczorem, a ja mówię im, że wpadnę dopiero wtedy, gdy nakarmię wszystkie zwierzęta, zamknę konie i położę je do spania. (śmiech) Inni pytają, dlaczego tak wcześnie wychodzę. Dlatego, że muszę wracać do domu, bo zwierzęta za mną tęsknią. Niesamowite jest to, że nasze zwierzęta tak się z nami witają, nawet wtedy, gdy wychodzimy tylko na chwilę, jakbyśmy wracali z długiego wyjazdu. Ta radość z naszego powrotu do domu jest cudowna! Każdemu, kto się czuje samotny polecam wzięcie ze schroniska psa lub kota. Zawsze powtarzam, że każde zwierzę jest niesamowite, bo czy jesteś gruby, czy chudy, biedny czy bogaty, mądry czy głupi dla zwierzaka to nie ma znaczenia. Jesteś jego całym światem. Jesteś jego całym życiem. Jesteś dla niego najważniejszy. Jeżeli czujesz się samotny, to weź ze schroniska zwierzę i daj mu dom. Wtedy zobaczysz, że żyjesz, by czuć się za kogoś odpowiedzialnym, by mieć dla kogo żyć i mieć się do kogo przytulić. Proszę się nie śmiać, ale gdy się budzę, to na moim łóżku leżą dwa koty, wielki berneński pies pasterski i czasami Luna (suczka mojej synowej i syna), która często do nas wpada. To cudowny widok.

Jestem odpowiedzialna za te zwierzęta. Dlatego mam zaufaną osobę – Panią Jolę, która mi pomaga. Ona kocha te zwierzęta jak swoje. Mam Panią weterynarz, która do domu przyjeżdża, gdy jest jakiś problem z małymi zwierzętami. Mam też zaprzyjaźnionego weterynarza od koni – doktora Janusza.

A jak zwierzęta w Pani stadzie dogadują się ze sobą?

One mają hierarchię. Najważniejszy jest Pepe, bo jest najstarszy, nie licząc koni. Razem z Rodezją od małego jeździł ze mną do stajni i świetnie się ze sobą dogadują. Choć Rodezja w ogóle nie lubi psów, dla Pepe i Benia robi wyjątek. Bosman (Wojtuś) uwielbia psy, w ogóle lubi wszystkie zwierzęta. Pepe był królem tego stada dopóki nie pojawił się Yeager. Okazuje się, że kot maine coon potrafi rządzić nawet psami. Gdy na schodach leży Yeager muszę zrobić krok, by go ominąć. Ale psy, które idą za mną już nie przejdą. Boją się go i czekają. Obserwowanie zwierząt jest lepsze niż kino.

Gdyby miała Pani wybrać – pies czy kot? 

Nie dokonam takiego wyboru. To niemożliwe. Każde z tych zwierząt jest inne, ale wszystkie są fantastyczne. I psy, i koty. Jednak, gdy ktoś mi mówi, że uwielbia psy, a kotów nie lubi, to pytam go, czy kiedykolwiek miał w życiu kota. Nigdy nie usłyszałam od osoby, która mówi, że nie lubi kotów, by miała kota. Niektórym ludziom wydaje się, że koty są nieprzystępne i nie potrafią kochać. To kompletna bzdura. To kot decyduje, kiedy chce się przytulać. Potrafi kochać, tylko nie okazuje tego w taki sposób jak pies. Koty są niesamowite, tylko trzeba je poznać.

Mówi się, że zwierzęta upodabniają się do swoich właścicieli… Czy znajduje Pani jakieś wspólne cechy charakteru ze swoimi pupilami?

Tak. Zastanawiam się tylko czy Rodezja się upodobniła do mnie, czy ja do Rodezji (śmiech). Obie mamy taki wredny charakterek. Obie lubimy postawić na swoim. Rodezja z jednej strony jest genialna pod siodłem. Przez tyle lat jeździłam na niej i naprawdę zawsze czułam się bezpiecznie. Z drugiej strony potrafi postawić na swoim, jak jej się coś nie podoba. Jest też niesamowicie inteligentna. Zawsze mnie to śmieszy, że jak przychodzi weterynarz, to muszę go prosić, żeby się schował za stajnią i nie odzywał się, bo Rodezja już go po głosie i wyglądzie rozpoznaje. Gdy tylko go zobaczy, robi w tył zwrot i jest na końcu pastwiska. A później trzeba za nią po pastwisku biegać. Wydaje mi się, że mamy z Rodezją sporo wspólnych cech. I jeszcze obie jesteśmy rude! Wszyscy się śmieją, że jesteśmy takie podobne.  



Czy zamierza Pani zaadoptować jeszcze jakieś zwierzę? Jeśli tak, to jakie?

Kiedyś jakieś gazety informowały, że zapisałam w testamencie wszystkie moje pieniądze zwierzętom. Jest to oczywiście nieprawdą. Natomiast, zastrzegłam w testamencie, prosząc moich spadkobierców, by zanim się podzielą tym, co po mnie zostanie, zabezpieczyli wszystkie moje zwierzęta. Część pieniędzy jest przeznaczona na utrzymanie moich zwierząt.  Zabezpieczam w ten sposób ich przyszłość. To siedem żyć, za które czuję się bardzo odpowiedzialna. Zwierzęta niestety żyją krócej od nas, co bardzo mnie smuci. Pepe ma już 16 lat, Rodezja ma 30 lat, a Benio jest tej rasy, która niestety krótko żyje… i myślę, że kiedy odejdą, to będą to jedne z najtrudniejszych dni w moim życiu. Postanowiłam jednak, że jeżeli cokolwiek się wydarzy, to będę brała zwierzęta ze schroniska. Nie będę kupowała zwierząt. Bo, jeżeli jest popyt, to jest też podaż. Jeżeli kupujemy zwierzęta to wiadomo, że ludzie je „produkują” w hodowlach lub pseudohodowlach. Po co to robić, kiedy dookoła jest tyle psów i kotów, które potrzebują domu, opieki i miłości. Tak właśnie zrobię!

Czy pamięta Pani, kiedy odkryła w sobie miłość do zwierząt? Jakie zwierzę było Pani pierwszym podopiecznym?

Tak, pamiętam. Gdy byłam dzieckiem, w naszym małym mieszkaniu było dużo zwierząt. Mój tata był biologiem i wszystkie znajdy zabierał do domu. Ratował im życie. Ale naszym pierwszym zwierzakiem, na którego zgodzili się rodzice była kawia domowa, potocznie nazywana świnką morską. Miała na imię Pyzio i żyła z nami 7 lat. To był niesamowicie fajny „świniak”. Pyzio był niestety takim „zwierzątkiem pokazowym” trzymanym w klasie. Ponoć był agresywny i gryzł dzieci. Dlatego dyrekcja szkoły kazała Pani od biologii pozbyć zwierzaka, ale ona nie chciała mu robić krzywdy. Zwróciła się więc do moich rodziców i tak oto przygarnęliśmy świnkę morską. Okazało się, że Pyzio jest cudowny, spokojny, nie gryzie i lubi się przytulać. Jeździł z nami na wakacje. Spędzał z nami każdą chwilę. Chodził za mną i moim młodszym bratem po podwórku jak pies. Gdy umarł ze starości, pierwszy raz w życiu zobaczyłam jak mój ojciec płacze. Później zawsze w naszym domu były jakieś zwierzęta – psy, koty, ptaki, a nawet pająki. Ale Pyzio był pierwszy.

Wybrane dla Ciebie

Przyjazne miejsca – Bacówka Radawa & SPA****

„Naszym celem od początku było stworzenie przestrzeni, w której cudownie czują się całe rodziny. Zależało nam, aby zarówno pokoje, jak i wszystkie udogodnienia spełniały potrzeby zarówno rodziców, jak i ich dzieci, które są bardzo wymagającymi gośćmi” – mówi Joanna Preisner, właścicielka Bacówka Radawa & SPA****.

czytaj

„Myślenie o niewidomych kotach jest obarczone wieloma stereotypami”. Rozmowa z Joanną Piotrowską, prezeską Fundacji Pomocy Kotom Niewidomym „Ja Pacze Sercem”

„Na co dzień nie myśli się o niewidomych kotach. A nawet jeśli, to jest to obarczone potworną liczbą stereotypów. Każda taka rozmowa jak nasza, jest okazją do zmiany nastawiania do „ślepaczków” – mówi Joanna Piotrowska, szefowa Fundacji Pomocy Kotom Niewidomym „Ja Pacze Sercem”, laureatka plebiscytu „Kociarz Roku”.

czytaj

Szczęście na 3 łapkach

Dziś pragniemy przedstawić Państwu niezwykłą historię Chrupka, niepełnosprawnego psa na trzech łapakach. Historia Chrupka przypomina nam, że w życiu nie chodzi o to, ile masz łap, ale o to, ile masz do zaoferowania swojemu właścicielowi i światu. W rozmowie z jego opiekunem poznamy historię Chrupka, jego codzienne wyzwania i sukcesy, a także to, jak jego obecność wpłynęła na życie jego rodziny i otoczenia. Zapraszamy do przeczytania wywiadu o miłości, determinacji i wyjątkowej więzi między człowiekiem a zwierzęciem.

czytaj

„Dzięki nim dom tętni życiem” – wesoła ferajna Joanny Przetakiewicz

Joanna Przetakiewicz, z wykształcenia prawniczka. Ceniona projektantka mody kobiecej, która zdobyła popularność dzięki swoim unikalnym i luksusowym kolekcjom. Jej marka – La Mania jest jedną z najbardziej znanych polskich marek modowych na rynku międzynarodowym. Oferuje kolekcje, które cechują się wyrafinowanym stylem, doskonałym krojem, wysokiej jakości materiałami oraz dbałością o detale. Była jurorka polskiej edycji programu Project Runway.

czytaj

  • ZDROWY PUPIL

  • Zobacz bezpłatne poradniki dotyczące pielęgnacji i żywienia małych zwierząt domowych. Więcej materiałów w dziale Pobierz