„Myślenie o niewidomych kotach jest obarczone wieloma stereotypami”. Rozmowa z Joanną Piotrowską, prezeską Fundacji Pomocy Kotom Niewidomym „Ja Pacze Sercem”
Czas czytania: 22 min
Jak wygląda codzienne funkcjonowanie niewidomych kotów? Jak możemy zaadoptować kociaka? Zapraszamy do lektury.
Redakcja Pets World: Kiedy powstała fundacja? Ile kotów znajduje się pod Państwa opieką?
Joanna Piotrowska: Nasza fundacja powstała w 2016 roku, ale już wcześniej rozpoczęliśmy misję ratowniczą jako nieformalna grupa. Skala wyzwań i działań tak urosła, że zdecydowałam się założyć fundację dla kotów niewidomych. Jest to jedyna taka organizacja w Europie.
Tu muszę wspomnieć, że nie prowadzimy schroniska czy azylu w tradycyjnym rozumieniu. To jest specyfika naszej fundacji. Opieramy się tylko na domach tymczasowych, w których gościmy naszych podopiecznych. Dom tymczasowy to jest po prostu dom wolontariusza. Niewidome koty nie odnajdują się w dużych skupiskach zwierząt, dlatego zapewniamy im opiekę w warunkach domowych, czyli najlepszych jakie jesteśmy w stanie stworzyć. „Ślepaczki” podczas pobytu u nas są diagnozowane, leczone i przygotowywane są do adopcji. Mieszkają z nami na tych samych prawach co rezydenci, czyli nasze prywatne zwierzaki. Kochamy je równie mocno!
W takim razie nie mamy fizycznej przestrzeni schroniska, w której Państwo na co dzień funkcjonujecie?
Mamy 41 domów tymczasowych, w bardzo różnych miejscowościach. Głównie są to duże miasta, to jest Poznań, Warszawa, Kraków, Wrocław. To są nasze najsilniejsze ośrodki. Ale każdy kot niewidomy w potrzebie, niezależnie od tego, w jakim miejscu Polski ktoś go znajdzie, na pewno zyska miejsce pod naszymi skrzydłami. Organizujemy wszystko tak, aby kot dotarł do domu tymczasowego, w którym możemy udzielić mu pomocy, co logistycznie bywa wielkim wyzwaniem. Domu, w którym możemy się nim zająć z pełną troską, profesjonalizmem i miłością. Bo bez tego nikomu nic by się nie udało zrobić.
41 domów, czyli 41 osób? Czy wolontariuszy jest znacznie więcej?
Wolontariuszy jest więcej. Zresztą ta liczba też czasem się zmienia. Bywa tak, że dołącza ktoś i decyduje się zostać domem tymczasowym, ale gdy przyjeżdża do niego kot, tzw. “tymczasik”, to zakochuje się bez pamięci. I wówczas zmienia się jego status z domu tymczasowego na ten “na zawsze”. Często nie ma już miejsca, żeby pomagać dalej. Bywa i tak, ale zdecydowana większość z nas znajduje miejsce w domu i w sercu dla kotów własnych i tych, które wymagają pomocy. W większości to są domy tymczasowe, które mamy już od wielu, wielu lat.
Mówiła Pani o kotach z Ukrainy. Ile kotów z Polski, a ile z Ukrainy jest pod Państwa opieką?
W tym roku gościliśmy w swoich domach tymczasowych 352 koty i w tym było kilkadziesiąt kotów z Ukrainy. W tej chwili mamy pod opieką 36 kotów z Ukrainy i jednego z Bułgarii. Nowy rok przywitały w naszych domach tymczasowych 153 koty, a 5 kolejnych „ślepaczków” jest w drodze z UA.
Natomiast w ubiegłym roku, po wybuchu wojny totalnej, przyjęliśmy prawie 150 kocich imigrantów, wśród nich były również koty widzące. W obliczu tak ogromnej tragedii maksymalnie zmobilizowaliśmy siły, żeby pomóc jak najlepiej potrafiliśmy. Ponieważ już od 2014 roku współpracujemy z cudownymi ludźmi w Ukrainie, którzy tam ratują zwierzaki, to tych kontaktów, a zatem i dramatycznych próśb o pomoc, mieliśmy bardzo wiele. Zwłaszcza na wschodzie Ukrainy, gdzie wojna rozpoczęła się w 2014 roku. Pierwszą grupę „ślepaczków”, które ucierpiały na skutek działań wojennych w Donbasie przyjęliśmy właśnie w 2014 roku, w grudniu.
Staraliśmy się przyjąć jak najwięcej zwierzaków, którym wojna zrujnowała cały świat. Niestety dosłownie. One nie miały najmniejszych szans na to, żeby ktoś im tam pomógł na dłuższą metę, mimo że w Ukrainie działa mnóstwo niezwykłych ludzi, którzy walczą o każdą żywą istotę, często bardzo ryzykując. To są niesamowici ludzie, którzy stanęli w obliczu potwornej dehumanizacji świata wokół. Oni mimo wszystko myślą o tym, żeby tych najbardziej bezradnych ratować, nieść im pomoc, choć okupione jest to wielkim kosztem. Są wśród nich również żołnierze, którzy zwierzaki uratowane z linii frontu wywożą w bezpieczniejsze miejsca. Tam opiekę przejmują lokalni ratownicy, którzy kierują je dalej, m.in. do nas. To są niesamowici ludzie, którzy przypominają czym jest człowieczeństwo!
Pani Joanno, wcześniej wspomniała Pani o stereotypach. Nasze dzisiejsze spotkanie chciałbym potraktować jako okazję, żeby te stereotypy obalić. I na pewno jednym z takich stereotypów jest to, że niewidomy kot jest bezradny, że on nie potrafi sobie radzić w codziennym funkcjonowaniu. A to nie do końca prawda. Nawet jeśli jest niewidomy, to pozostaje mu jeszcze wyostrzony zmysł węchu.
Dotknął pan sedna, czyli właśnie tego, jak wieloma stereotypami obarczone jest nasze myślenie o kotach niewidomych. Na co dzień nie zastanawiamy się nad tematem, a gdy już taki kot stanie na naszej drodze, patrzymy na niego przerażeni, nie wiedząc jak niewiele trzeba, by dać mu radość życia.
Doskonale pamiętam, kiedy po raz pierwszy do mojego domu tymczasowego – jeszcze wówczas pomagałam jako osoba prywatna – trafiła niewidoma kotka z łódzkiego schroniska. Gdy wolontariuszki poprosiły mnie o pomoc, byłam przerażona! Zastanawiałam się, jak sobie poradzę, jak poradzi sobie kotka. Myślałam, że przecież mój dom nie jest dla „ślepaczka” przystosowany.
No ale wiedziałam też, że trzeba szybko ją zabrać. Niewidome koty w schroniskach są trzymane w klatkach ze względu na ich własne bezpieczeństwo. One nie mają takiej siły przebicia, żeby w dużej grupie dojść do misek i poradzić sobie. Są też znacznie bardziej przerażone niż inne, które oczywiście też należałoby zabrać do domów, czego im bardzo życzymy. Zaryzykowałam.
Proszę powiedzieć nieco więcej? Jak skończyła się ta historia?
To była Mgiełka, moja pierwsza ociemniała kotka. Do dziś żyje sobie cudownie w Holandii ze swoją opiekunką. I wie pan, wtedy zrozumiałam, jakim byłam głupcem. Mgiełka okazała się niesamowita. Otworzyła mnie na świat niewidomych kotów i zaczarowała mnie zupełnie. I zrozumiałam, że te stereotypy, te lęki, które są w nas, są absolutnie niepotrzebne. Nieuprawnione, ponieważ kot niewidomy może korzystać z życia w równej mierze, co pełnosprawny kot. A to dzięki innym, bardzo dobrze rozwiniętym zmysłom. Słuch, węch i wibrysy (włosy czuciowe, potocznie nazywane wąsami – przyp. red.) spełniają tu wielką rolę, i sprawiają, że w bezpiecznej przestrzeni domu, czy mieszkania „ślepaczki” radzą sobie znakomicie!
Najłatwiej jest tym, które od dziecięctwa nie widzą. Koty, które straciły wzrok na późniejszym etapie życia, co często dzieje się to z powodu chorób ogólnoustrojowych, takich jak: nadciśnienie, cukrzyca, przewlekła niewydolność nerek, problemy neurologiczne, potrzebują więcej czasu, żeby przystosować się do tej nowej dla nich sytuacji, ale i one w końcu zyskują swobodę, a ich radość życia jest nieziemska.
Często spotykam się z tym, że ktoś przychodzi do naszego domu tymczasowego, by poznać któregoś z podopiecznych i mówi, że gdyby nie to, iż kot nie ma oczek, to w życiu by nie uwierzył, czy nie uwierzyła, że ten zwierzak nie widzi. Tak beztrosko szaleją nasze ociemniałe urwisy. Naprawdę to jest petarda. Absolutna petarda radości życia. Oczywiście pod warunkiem, że mają bezpieczne schronienie. Bo na zewnątrz, na tzw. wolności, te koty nie mają najmniejszej szansy na przetrwanie. Dlatego tak bardzo nas potrzebują!
Myślę, że pierwszy stereotyp właśnie Pani obaliła. Teraz przejdźmy do kolejnego. Moim zdaniem kolejny stereotyp głosi, że taka adopcja to trudna rzecz. Na Państwa stronie można znaleźć informacje, że jest kilka możliwości adopcji niewidomego kota. Powiedzmy też o tym, bo możliwa jest między innymi adopcja wirtualna.
Zacznę od tego, że adopcja niewidomego kota wcale nie jest trudniejsza. To znaczy przyjęcie do domu niewidomego kota, wcale nie jest trudniejsze, aniżeli kota z wszystkimi sprawnymi zmysłami. Jedyne o czym musimy pamiętać i co jest warunkiem bezwzględnym, to zabezpieczenie balkonu i okien. Założenie siatek, czy mocnych moskitier gwarantuje, że kot nie wypadnie.
Poza tym mamy zawsze kilka wskazówek dla osób, które zdecydowały się na adopcję. Na początku, kiedy kot trafia do swojej nowej rodziny, warto pokazać mu mniejszą przestrzeń. Powoli wprowadzać do większej, aby mógł powoli budować w głowie mapę mieszkania. Dobrze jest też nie szaleć z częstymi przemeblowaniami mieszkania. Oczywiście nie jest to tak, że nie możemy przestawić krzesła.
Moim zdaniem najważniejsze jest to, aby docierać do osób, które są otwartymi, wrażliwymi ludźmi. To, że kot nie ma oczu, co brzmi strasznie, czy ma jedno oko sprawne, to dla tych wyjątkowych ludzi nie stanowi żadnej kwestii ani bariery. Bo przecież “inny” nie znaczy “gorszy”, znaczy “bardziej interesujący”. I tyle. Ociemniałe koty uczą nas patrzeć sercem!
Pani Joanno, słucham Pani bardzo uważnie i słychać w Pani glosie tę pasję i olbrzymie zaangażowanie w pomoc niewidomym kotom. I nie jest to tylko moje spostrzeżenie. Została Pani doceniona w Polsce. 2016 rok, miesięcznik „Cztery łapy”. Otrzymała Pani tytuł „Kociarza Roku”. Powiedzmy nieco więcej o tej inicjatywie. W jakim stopniu przełożyło się to na chęć pomocy niewidomym kotom i na zainteresowanie tym tematem?
Niewątpliwie był to ogromny zaszczyt dla fundacji i jej ogromny sukces. To, że nasza działalność została dostrzeżona w przestrzeni publicznej i tak pięknie doceniona, bardzo nam pomogło sprawić by niewidome przestało znaczyć niewidzialne. My z tym przekazem przebijaliśmy się powoli, a dzięki tej nagrodzie w mediach społecznościowych pojawiło się hasło „Ja Pacze Sercem”, czyli Fundacja Pomocy Kotom Niewidomym. Pojawiła się kwestia pomocy tym niezwykłym istotom. Gdzieś, ktoś o nas usłyszał. Gdzieś już ktoś wiedział, że jeśli trafi na takiego kota i nie ma co z nim zrobić, to może odezwać się do nas. Schroniska, lekarze weterynarii, a przede wszystkim osoby, którym nie jest obojętny los bezdomnych zwierząt dowiedzieli się, że „ślepaczki” mają swoich ratowników, że wystarczy do nas zadzwonić lub napisać, a my na pewno pomożemy i zaopiekujemy się zgłoszonym ślepkiem.
Inni pomyśleli sobie „O, jest taka fundacja. Muszę tam zajrzeć, zobaczyć. Może takiego kota do siebie zaproszę.”
Na pewno była to bardzo ważna nagroda, taki wiatr w żagle, który zyskaliśmy. Świadomość, że to co robimy, uznano za ważne, była dla nas bardzo krzepiąca. I że postrzega się nas nie tylko jako grupę „freaków”, którzy zajmują się „ślepaczkami”, a tak trochę było na początku. Dostrzeżono, że nasza misja jest potrzebna, ponieważ zatopionych w ciemności bezdomnych istot jest znacznie więcej, niż sobie wyobrażamy. One, bez pomocy człowieka, są całkowicie bezbronne.
To był wspaniały moment, za który bardzo jesteśmy wdzięczni. Wspominamy to wydarzenie ciepło do dziś (Pani Joanna została „Kociarzem Roku” w 2016 roku – przyp. red.).
W 2017 roku zostaliśmy wyróżnieni nagrodą „Serce dla zwierząt”, jest to ogólnopolski plebiscyt pod patronatem Pani Prezydentowej.
To dwa najważniejsze wyróżnienia w świecie „zwierzolubów”, a więc i wielkie zobowiązanie by nie zawieść zaufania, jakim nas obdarzono.
Najbardziej poruszające jest to, że właśnie koty niewidome, które nie funkcjonują na co dzień w przestrzeni publicznej, zostały dostrzeżone i tak pięknie wyróżnione.
Nagle ten temat przebił się do szerszej opinii i już nie jest tak, że przychodzi ktoś z niewidomym kotkiem do lecznicy, a lekarz weterynarii mówi „Należy mu ulżyć” i proponuje eutanazję. Oczywiście gdzieś może się to jeszcze zdarzać, ale już coraz rzadziej, na szczęście. Coraz więcej osób wie, że takie koty mają swoją ekipę ratowniczą, która zawsze pomoże.
Pani Joanno, jesteśmy zdecydowani. Chcemy adoptować niewidomego kota. Powiedzmy krok po kroku, co należy zrobić. Jak wygląda procedura?
Zacznijmy od tego, że ktoś dostrzeże jakiegoś kota, czy na portalu ogłoszeniowym, czy na naszej stronie i wybierze sobie kota, to dzwoni do mnie. Jest to numer „ślepaczkowy”. Rozmawiamy i to nie jest żadna sztywna formułka.
Czasami okazuje się, że kot, którego ktoś wybrał, nie byłby najlepszym towarzyszem dla już posiadanego zwierzaka. Na przykład ze względu na dużą różnicę wieku, czy temperamentu między nimi. Zawsze staramy się podpowiedzieć wszystko, aby adopcja oznaczała szczęście i dla nowej rodziny i dla kota.
Po rozmowie wysyłam ankietę przedadopcyjną z prośbą o jej wypełnienie. Nie jest to rodzaj żadnego sprawdzianu, to kilka bardzo prostych pytań. Odpowiedzi na nie pokazują nam, o co jeszcze warto zapytać, co jeszcze podpowiedzieć, w czym jeszcze moglibyśmy być pomocni.
Co dzieje się dalej? Jakie są kolejne kroki?
Po wypełnieniu ankiety zawsze też kontaktuję przyszłą rodzinę z domem tymczasowym, w którym wybrany kot przebywa. Nikt tak nie opowie o kocie jak ten, który z nim mieszka. I jeżeli po tej rozmowie potencjalny nowy opiekun jest zdecydowany, to czekamy już tylko na zamontowanie zabezpieczeń. Nie pragniemy tych adopcji utrudniać i prosić kogoś, żeby z domu robił Alcatraz (wyspa w zatoce San Francisco, na której w latach 1934- 1963 funkcjonowało więzienie o zaostrzonym rygorze – przyp. red.). Jak już wcześniej wspomniałam, to wszystko po to, by koty były bezpieczne, a ich nowe rodziny spokojne o ich dobro.
Na tym etapie jesteśmy w stałym kontakcie i podsuwamy optymalne rozwiązania, aby dom był gotowy na przyjęcie kota. Pomagamy też w doborze odpowiedniej karmy i uprzedzamy o upodobaniach danego „ślepaczka”. Tak wspólnie przygotujemy się z osobami, które planują adoptować niewidomego kota. Następnie składamy tak zwaną wizytę przedadopcyjną. To nie jest żadna kontrola, podczas której oceniamy, jak kto mieszka i wsadzamy nos w nieswoje sprawy. Taka wizyta służy głównie temu, żeby upewnić się, że są zabezpieczenia, dom jest bezpieczny i wszyscy na nowego członka rodziny oczekują. To często jest po prostu formalność, coraz częściej realizowana online.
Adopcja kota to tylko jedna z możliwości wsparcia działań Pani fundacji. Mamy też inne sposoby. Na Państwa stronie możemy znaleźć informację o akcji „1,5% dla „ślepaczków”.
O tak. Tu muszę powiedzieć, że ta pomoc jest nie do przecenienia, ponieważ koty niewidome, tak jak już wspomniałam, mogą nie widzieć z różnych przyczyn. Najczęstszą jest nieleczony koci katar, który dotyczy głównie bezdomnych kotów. I to niemal wszystkich. Nie u wszystkich kończy się aż tak źle, że tracą wzrok, czy nawet oczka. Jeżeli już tak się stanie, by im pomóc musimy je właściwie zdiagnozować i wyleczyć.
Próby ratowania wzroku i operacje, którymi to się często kończy, generują szalone koszty. My wszyscy działamy charytatywnie, więc każda złotówka przekazana do nas, jest wykorzystany na to, aby „ślepaczki” miały najlepszą opiekę specjalistyczną. Mam tu oczywiście na myśli lekarzy weterynarii. No i na to, by miały pełne brzuszki. To wszystko jest możliwe tylko dzięki ludziom wielkich serc, przyjaciołom „ślepaczków”. Dzięki nim możemy realizować naszą misję ratowniczą. Nie otrzymujemy żadnych dotacji, nie mamy nawet pomocy w tak podstawowej kwestii, jaką jest kastracja.
Fundacja jest fundacją poznańską, ale działa na terenie całej Polski i niesie pomoc kotom z całej Polski. No i w związku z tym żadne miasto się do nas nie przyznaje i nie otrzymujemy talonów na kastrację. Z punktu widzenia urzędników jesteśmy wszędzie czyli nigdzie. Tylko dzięki ludziom niesamowitych serc możemy nieść tę pomoc. Każda złotówka jest, zawsze tak mówimy, na wagę wzroku, a nawet życia. I to bez cienia przesady.
Wsparcie finansowe to sposób dla wielu najprostszy, a wcale nie mniej ważny niż każda inna pomoc. A może nawet fundamentalny.
Gdybyśmy chcieli Państwa fizycznie znaleźć. To jest tak, że siedziba fundacji jest zarejestrowana na Pani poznański adres domowy?
Tak, to mój adres domowy w Poznaniu. W moim domu są również koty tymczasowe i moje własne. Są też dwa psy, które pilnie strzegą „japaczowego” centrum dowodzenia (najczęściej na kanapie). Gdyby ktoś chciał nas odwiedzić, zawsze zapraszamy, nie tylko w Poznaniu, ale też wszędzie tam, gdzie są nasze domy tymczasowe. Czasem się śmiejemy, że to są takie „domy otwarte”. Każda wizyta jest dla nas wielką radością, bo też okazją do tego, żeby pokazać, jak cudowne są „ślepaczki”, jak niesamowite są to koty.
Pani Joanno, mamy Państwa fizyczny adres, ale powiedzmy też o Państwa miejscach w sieci. Jak Państwa znaleźć w Internecie?
Tak, oczywiście mamy stronę internetową Ja Pacze Sercem. Mamy też Instagram oraz fanpage na Facebooku. Staramy się pojawiać w przestrzeniach mediów społecznościowych. Ale jest to bardzo trudne, bo ciągle jest nas nie dość wielu. Mamy nadzieję, że to się w nowym roku poprawi.
Takie inicjatywy, jak Państwa Redakcji, są dla nas bezcenne i z całego serca za tę możliwość opowiedzenia o niewidomych i niedowidzących kotach dziękujemy!
Linki do wszystkich adresów wymienionych przez Panią Joannę dodaliśmy powyżej. Na zakończenie rozmowy, czego mógłbym Pani życzyć na ten nadchodzący 2024 rok?
O, proszę pana, na pewno końca wojny w Ukrainie. I z pewnością nie tylko cała nasza fundacja o tym marzy. Bardzo wielu adopcji, zarówno wirtualnych, jak i tych fizycznych. Jak najmniej skrzywdzonych i bezdomnych zwierząt. Wie pan, i tego, żeby znajdowali się ludzie, tacy jak Państwo na przykład, którzy uznają, że takie koty, mimo że nieco inne, są tak samo ważne i tak samo warte uwagi, jak każda inna żywa istota.
I jeszcze tylko na koniec pragnę dodać: koty niewidome są naprawdę nieprawdopodobne. Wiem, że oczywiście nie jestem obiektywna, ale „ślepaczki” zawładnęły moim życiem i okazuje się, że dotyka to wielu innych, którzy zaprosili takie koty do swoich domów i serc. Z większością rodzin adopcyjnych pozostajemy w przemiłym kontakcie, a tych rodzin w „japaczowej” historii uzbierało się już bardzo wiele. Bardzo czekamy na kolejne!
Drodzy Państwo, rozmawiamy przez telefon, ale nawet bez spotkania na żywo, nawet bez obrazu, poczułem Pani wzruszenie. Prezeska Fundacji Pomocy Kotom Niewidomym „Ja Pacze Sercem” Joanna Piotrowska była naszym gościem. Pani Joanno, dziękuję za rozmowę.
Ja również bardzo serdecznie dziękuję. Na zakończenie chciałabym jeszcze dodać, że gdyby nie niesamowici wolontariusze, z którymi tworzę „japaczową rodzinę”, to żadne działania, żadna pomoc nie byłyby możliwe. To arcyważne! Z całego serca Wam dziękuję. Bardzo dziękuję, naprawdę jesteście niesamowici! Pozdrawiam i serdecznie zapraszam do nas.
Rozmawiał Jarek Brzeski.
Joanna Piotrowska – Prezeska Fundacji Pomocy Kotom Niewidomym „Ja Pacze Sercem”, laureatka plebiscytów „Kociarz Roku” (2016) i „Serce dla zwierząt” (2017) pod patronatem Pani Prezydentowej.
Chciałbyś/ chciałabyś adoptować niewidomego kota?
Skontaktuj się z Fundacją Pomocy Kotom Niewidomym „Ja Pacze Sercem”.
TO TEŻ CIĘ ZAINTERESUJE
Adopcja kierowana sercem – wywiad z Agatą Wątróbską i Januszem Chabiorem
„Dzięki nim dom tętni życiem” – wesoła ferajna Joanny Przetakiewicz
Wybrane dla Ciebie
Czym jest hobby horsing? Rozmowa z Moniką Dachowską, autorką ksiażki „Hobby horse”
Na czym polega hobby horsing? Czy jest to sport dla każdego dziecka? Dlaczego warto trenować hobby horsing? Przeczytaj rozmowę z Moniką Dachowską, dziennikarką i marketerką, autorką książki „Hobby horse”.
czytajII Zawody Treningowe Agility Hazy Hills – o pęto swojskiej (patronat medialny Pets World)
Na czym polega agility? Czy każdy pies może trenować tę dyscyplinę? Kiedy odbędą się II Zawody Treningowe Agility Hazy Hills – o pęto swojskiej? Przeczytaj rozmowę z Faustyną Maciejewską z HazyHills – centrum sportów kynologicznych.
czytajNie zostawiaj zwierzaka w kwaterze. Zabierz go ze sobą na seans – rozmowa z Patrycją Blindow z kina „Żeglarz” w Jastarni
Jego historia liczy ponad 80 lat. Obecnie jest ostatnim czynnym kinem na Półwyspie Helskim, do którego oprócz ludzi, regularnie wpadają Bodo, Frelka, Wafel, Kokos czy Nadzia. Poznajcie legendarne, studyjne kino „Żeglarz” w Jastarni, czyli kolejne miejsce przyjazne zwierzętom, o którym porozmawialiśmy z jedną z jego opiekunek, Patrycją Blindow.
czytajRozmowa z Jagodą Matejczuk i Agnieszką Giemzą z Woof Flyball Team Wrocław (zdjęcia)
Rekordowe 25 drużyn z 15 klubów. Tak w największym skrócie zapowiada się Wielka WOOFowska, czyli ogólnopolskie zawody flyball w miejscowości Malin pod Wrocławiem. Impreza odbędzie się w dniach 20-21 kwietnia. Przeczytaj rozmowę z Jagodą Matejczuk i Agnieszką Giemzą, trenerkami WOOF Flyball Team.
czytaj